Stragany z obrazkami, wstążkami, flagami. Udekorowana droga, lampiony, bibuła. Transparenty z Jezusem Miłosiernym i św. Faustyną przy kościele, na dzwonnicy, w wielu oknach naszych domów. Misje, triduum przed nawiedzeniem, kazania księdza Cieleckiego z Rzymu. Wielkie i podniosłe uroczystości z biskupem, specjalnie przygotowany samochód na Obraz, asysta strażaków w mundurach. Po co w ogóle peregrynacja Obrazu? Przecież Obraz z wizji św. Faustyny wisi na chórze od długiego czasu, a koronka do Bożego Miłosierdzia jest regularnie odprawiana w piątki. Łagiewniki leżą na rzut beretem od Zakliczyna – co to za problem pojechać do sanktuarium?
Tak te dni mogły wyglądać dla wielu, którzy do zakliczyńskiego kościoła nie zaglądnęli w czasie nawiedzenia Obrazu Jezusa Miłosiernego w dn. 15-16 VII 2012. Widok ogromnej liczby parafian oczekujących na przyjazd Obrazu z Brzączowic daje do myślenia. Dzieje się coś bardzo ważnego, skoro ludzie nie szczędzą czasu i spędzają go na modlitwie.
Po Mszy Św. z biskupem Janem Zającem rozpoczyna się koronka z wyczytywaniem próśb. Wtedy rozjaśnia się, dlaczego ludzie biorą do ręki koronkę i powtarzają bez znudzenia „Dla Jego bolesnej męki miej miłosierdzie dla nas i całego świata”. Mąż i syn są w nałogu alkoholowym. Matka jest chora. Dzieci nie chodzą do kościoła. Brakuje środków do życia. Nie można znaleźć pracy. Ile próśb i trosk zostało nie wyczytanych, a przedstawionych Bożemu Miłosierdziu? Jeden Pan Bóg wie!
Gdzie szukać pomocy w tych rozmaitych i rozlicznych problemach? Do jakiej instancji się odwołać w sytuacjach beznadziejnych? Kto pomoże, gdy wszelkie próby i starania zawiodły? Miłosierny Jezus. Mówił przecież do siostry Faustyny: „Nie lękaj się niczego. Ja jestem zawsze z tobą”. I gdzie indziej: „Bierz łaski, którymi ludzie gardzą; bierz, ile udźwignąć zdołasz”. Kto przyszedł do kościoła, to brał. Zmartwychwstały nikomu nie żałował.
Mimo tego, że wielu było na mszy z biskupem czy na Mszy z księżmi rodakami i posługującymi w naszej parafii (m. in. obecni byli ks. Stefan Misiniec, ks. Stanisław Pająk, ks. Janusz Kozioł; w poniedziałek także ks. Rafał Ryczek), w zakliczyńskim kościele przez całą noc z ust wielu parafian wznosiło się wołanie do Bożego Miłosierdzia. Nieraz w czasie Triduum Paschalnego nie było tyle osób w kościele, co tej nocy!
Pan Jezus powiedział do Faustyny: „Podaję ludziom naczynie, z którym mają przychodzić po łaski do źródła miłosierdzia. Tym naczyniem jest ten obraz z podpisem: Jezu, ufam Tobie”. Mieszkańcy parafii zakliczyńskiej skorzystali z tej nieziemskiej oferty. Temu właśnie miała służyć peregrynacja. Odnowieniu ufności w boskie zaangażowanie w nasze codzienne sprawy. Poprawieniu naszej relacji z Bogiem. Przywróceniu nadziei, w sytuacjach beznadziejnych.
Po pożegnaniu w Stojowicach rodziło się zdumienie: nawiedzenie już się skończyło? Nie skończyło się. Dopiero się zaczyna. Albo powinno zacząć. W nas. W naszym religijnym zaangażowaniu. W trosce o najbliższych, sąsiadów i tych, którzy potrzebują naszego zainteresowania.
Księża z dekanatu i kustosz obrazu Pana Jezusa przyznawali, że parafia zakliczyńska wyróżniała się na tle dekanatu – pod względem przygotowania zewnętrznego i ilości osób modlących się przed tym świętym obrazem. Godne to pochwały. Najważniejsze jednak powinno pozostać w środku.
Straganów, lampionów, transparentów już nie ma. Pozostaje tylko jedno pytanie: Czy nawiedzenie przyczyni się do trwałej zmiany i poprawy, czy też wszystko w nas pozostanie niezmienione – jak było na początku, teraz i zawsze, i na wieki wieków amen?
Wojciech Baran